Well…story time.
Bo ja ten…
Chodzę po dniach otwartych w liceach bo trzeba ocenić szkoły. I cholera jasna dzisiaj było koszmarnie. Jestem z natury introwertykiem więc to już jest słabe nie?. No i w jednej z trzech szkół spotykam starego kolegę. Gdzieś go z 4 lata nie widziałem. On mnie rozpoznaje i podbiega do mnie(ja próbowałem się kryć ale nie wyszło). No i ten…zaczyna ze mną gadać pytać co u mnie i takie tam. No i ja tam umieram. Dużo ludzi wokół i jeszcze on mnie męczy. Koszmar po prostu. No i spoglądam na tą dziewczynę co mnie prowadziła(ona była nawet git) by uratowała mnie trochę. Ale ona udaje że mnie nie widzi. I tego gości dał mi spokój po 30 minutach. A ja byłem martwy w środku