Siedzę dzisiaj sobie, nie pamiętam gdzie i przy jakiej okazji i przeglądam moje opisy ras które sobie w międzyczasie ciułałam. I nagle ogarnęłam, że mam je wszystkie w sumie zrobione, nawet już ubrałam w tekst moje milutkie mechaniki magii i chyba by wystarczył jakiś pobierzmy opis polityki.

Więc czemu robię shit-post zamiast wstawić tego przedstawienia świata (zaznaczam że po nic, bo to nie będzie jakiś wstęp do opowiadania, ani zapisy do serii z obserwatorami, ale to wybrane zostało na special, więc wasza wola)? Bo se wymyśliłam, kiedy akurat miałam wenę bardziej na rysowanie niż pisanie, że sobie jeszcze ich rysunki zrobię. Ale nie z takim srańskiem jak ostatnio, z pięcioma warstwami tekstur na spodniach, tylko tak super prosto. Ale ochota na rysowanie mi się skończyła i chociaż syreny i ludzi sobie daruję (bo każdy wie jak wyglądają syreny i ludzie) oraz smoki (bo nie chce upodlać siebie i ich rysując je), to goblinów sobie nie daruję, bo gobliny są świetne i lubię takie stworki rysować tylko muszę się zebrać.

No a tu jest driada dla zobaczenia jaki to styl, co obrałam. I tak ciemno jest w sumie nie specjalnie. I jakby… Nie wiem jaki jest ogólny, najbardziej powszechny koncept na driady, ja się z nimi spotkałam w Narni i Wiedźminie i to zdecydowanie nie będą takie driady, ale jak ktoś wie to chętnie bym zkonfratowała moje z tymi podstawowymi.

Dobry wieczór.

Pewnie umieracie z ciekawości jak było na tym turnieju rycerskim. Otóż tak "yyh". Zawody nic nie odbywały się zgodnie z rozkładem, zawodników było mało, ludzi na trybunach dużo, a stoisk z tanim badziewiem, na które polują tak wytrawni koneserzy chłamu jak ja i Rudy praktycznie wcale. Ostatecznie byliśmy w dwa z trzech dni, czyli w sobotę i niedzielę. W sobotę głównie oglądaliśmy sobie zawody strzeleckie i pokazy kaskaderskie z murku. Chwilę sobie na nim przysnełam i wtedy (według Rudego) jakieś dziecko wskazało na mnie palcem i powiedziało "gargulec". Niestety nie udało nam się potem odnaleść i wyciągnąć konsekwencji dla tej larwy.

W niedzielę ludzi było jeszcze więcej, a zawodników i stoisk nadal mało, ale za to udało nam się załapać na gatke-szmatke pana Sambora. Pierwsze co, to naskoczył na mnie za przypinkę z krzyżem, bo on jako rodzimowierca brzydzi się kościołem. Chciałam wyciągnąć jakieś informacje o jego systemie wierzeń, ale jedyne czego się dowiedziałam to, że całe zło tego świata to kościół katolicki, chrześcijaństwo jest pseudo-religią, króla Popiela nie zjadły myszy tylko Meszki (czyli Mieszkowie), cesarstwo Rzymskie nie utrzymało higieny (czyt: zesrało się) na widok potęgi słowian, Mieszko zdradził Polskę przyjmując chrzest, a jak kobieta kocha kobietę to spoko, a jak facet faceta to już nie. W międzyczasie biliśmy się na sztachety, z czego mam nagranie jak się upadlam. Chciałam rewanż, ale do tego nie doszło. W sumie typ spoko, ale fanatyczny bardzo i z lekka agresywny.

Co najgorsze nie udało mi się kupić wisiorka młota, a kupuje go tam co roku.

Na dole gargulce.