Jakiś starzec podchodzi do mnie, guślarz sie nazywa. No zwykły śmiertelnik, ale jego mina mówi, że ktoś zaraz oberwie. Podchodzi do mnie i mówi „Zboczony Pustelniku, poco żeś nas nawiedził? Już ze swą żabą brudne książki piszesz?” Rym mu nie wyszedł, ale chórek zaraz za nim powtórzył z naciskiem na Zboczony, a nie wiem o co chodzi. „O czym do mnie staruszek nawala? Czy to udręka, czy wola pana?” On zaś wziął wielki wdech, bo chyba stwierdził, że ze mną by wojny na rap nie wygrał. I tak się rozglądam, zobaczyłam ogromne żabsko, takie czerwono pomarańczowe – nikt na niego uwagi nie zwrócił o dziwo. Wtedy z nikad pojawia się u mnie w ręce miotła – moja kochana broń. Rzycam tekstem „zaraz cię sprzątnę”, a starzec kiwa głową z dezaprobatą. Nagle podchodzi do jakiegoś garnka, co eliksiry w nim robiono w średniowieczu. Staruszek bierze butelke z napisem „Russian Vodka 1809” i wlewa całą jej zawartość do kociołka. Ja mówię „O nie! Tylko nie bałkański kocioł zdruzgocenia! Panie! Z którego wieku ta zagrzeba?”. Ten tylko bierze ziarna soczewicy i wsypuje je z równie gracją jak poprzednio. Woda zaczyna bulgotać, aż tu wtem pojawiają się dwa aniołki. Jeden chce spokoju, a drugi czegoś szalonego. To ja mówię „szalony będzie twój koniec” i biere miotła i go nią odpycham. Woda się gotuje, mnie krew zalewa, a ten śmieszek zaczyna nawalać martwymi memami przez co tracę 999hp. Biorę jego przyjaciela i podkładam mu miotłę pod szyję, mówię „hold my beer” i jednym ciosem powlam go na ziemię. Ale ten się podnosi. Zaczyna wymawiać dziwne zaklęcia i w jego ręce znajduje się nóż kuchenny z metką „made in china”. Wtedy on takie „the game has beed started” i ja wtedy „twój inglisz taki zły jak twoja sytaucja teraz” i nagle podskakujem wysoko, prawa fizyki nikogo nie obchodzą, a przy tym kieruje swą kataną w jego stronę. I WTEDY POJAWIA SIE JASNE ŚWIATŁO: „nie walczcie me dzieci”, ale tam jakiś gościu z podobną hitlera na mordzie. Przyd***s mówi: „SHINEE SATAN”, a ja na to „THE WORLD SHOULD KNOW WHAT PAIN IS” i wtem pojawia się pies w przebraniu czarnej owcy i mówi: „Nie bierzesz jadła, napoju? A KYSZ, A KYSZ!” Ten przyd***s powoli sie wycofuje, a tu kto? Armia ludzi z iq -50 biegnie w moją stronę niczym tytani z „shingeki no kyojin”. Ale się po drodze wyzwalają i powtarzając słowo „żałosne” zaczynają miauczeć gorzej niż koty. Mówię im: „TA ZNIEWAGA KRWI WYMAGA” i tak przywołujem latawca na którego wsiadam z rozbiegu i odlatujemy. Wredy widzę jakiegoś czarnego kota w okularach z jednym szkiełkiem, który zaczyna głosić mi mądrości niczym stworzyciel tego świata. Mówi: „a teraz mój rumaku, z**********, gdzie pieprz rośnie! ” i właśnie wtedy wyrzucam ze swojego plecak stokrotki i mówiąc „KATSU” wybuchają na samym dole. Ale cóż to? Starzec podlatuje do mnie na uskrzydlonym kocie i mówi: „dziękuję ci za zasługi, szanowny pustaku. Teraz leć za nami, by skosztować węglanu.” Ja zaś kończę to i lekko się uśmiechając mówię: „Mogę być winny grosik?”